Nadszedł czas, żeby trochę wyluzować i odpocząć od podróżowania :) Spędziliśmy cudowny dzień na plaży niedaleko Tampy, grając w piłkę, pływając i turlając się w piachu. Piasek tam jest tak mięciutki i delikatny, że chodząc po nim wydaje się jakby się stąpało po fabryce cukru pudru :) Odkryłam też tutejszy przysmak Long Island Iced Tea :) Ma szalony skład: wódka, tequila, rum, likier triple sec, gin, sok z cytryny lub limonki i cola :) Taka po imprezowa zlewa, ale nawet dobrze smakowała. Po całym dniu na plaży pojechaliśmy na mecz amerykańskiego football'u, gdzie grały dwie szkolne drużyny. Ludzie imprezują przed rozpoczęciem przynosząc pełno jedzenia i picia, więc nieźle zabawiliśmy :) Mecz wygrała nasza drużyna Tygrysów, także wszyscy byli zadowoleni. Stwierdziłam, że nawet fajny ten sport, gdyż więcej czasu się leży na trawie albo na kimś ;) Sobota to dzień NHL. Wybraliśmy się zatem do Tampy, aby pokibicować Błyskawicom, którzy grali z Diabłami z New Jersey. Całemu wydarzeniu towarzyszył super klimat. Przed stadionem grała kapela, rozlewano piwko i ludzie tatuowali sobie twarze w niebieskie błyskawice. Gra była bardzo ekscytująca, a za każdym golem lokalnej drużyny błyskały pioruny. Mecz skończył się wygraną drużyny z Tampy. Resztę wieczoru spędziliśmy w kubańskim barze, zajadając kubańskie kanapki i pijąc mohito. Tak to tu się żyje... ;)