Taki mały epizod z Peru. Nie pamiętam, gdzie dokładnie byliśmy, ale pamiętam ile radości sprawiły nam te dzieciaki. W pustynnej krainie w pewnym miasteczku znaleźliśmy boisko. Wspaniałe miejsce na nocleg. Dostaliśmy zgodę miejscowych, aby się tam rozbić. Zmęczeni usiedliśmy na trybunach i w jednej sekundzie zebrała się garstka rozchichotanych dzieciaków. Zadawały milion pytań dotykając wszystko co wyciągnęliśmy z sakw. Mnie już było wszystko jedno. Postanowiłam się porozciągać. Oczywiście wszystkie dzieci dołączyły do mojej sesji jogi. Potem zainteresowały się naszym obiadem. Mówiły, że też jedzą ryż, ale jak już to z mlekiem, a nie z wodą. Zniesmaczone poszły do domu. W takim wesołym towarzystwie spędziliśmy nie jeden wieczór w Peru.