Zobaczcie zdjęcia i filmik, który przygotowaliśmy z Buenos. Totalny odjazd. Dobrze, że skończyła się era USA, bo już podróżowanie zaczęło być nudne ;) Wszystko takie ładne i wycyckane, a tu w Argentynie jest trochę biedniej, ale za to pomysłowo, kolorowo i przede wszystkim przepysznie. Pomimo problemów na lotnisku udało się nam jakoś wtargnąć na argentyńską ziemię. Na lotnisku w Miami nie chcieli nas przepuścić, gdyż wymagany jest dokument, który potwierdza, że nie przekroczysz dozwolonego pobytu (3 miesiące) w Argentynie. Pani zażądała biletu powrotnego :) Are you kur.. joking ? spytałam i poprosiłam supervisora. Gadka o podróżowaniu rowerem w ogóle nie pomaga, zazwyczaj ludzie się patrzą na Ciebie jak na idiotę. Po 30 minutach udało się rozwiązać problem, podaliśmy nr karty, aby potwierdzić naszą zdolność finansową do wylotu z kraju, choć nie mamy zamiaru. O dziwo nie skasowali nas za te rowery, które upchnęliśmy w mniejsze kartony niż ostatnio, ale i tak przekraczaliśmy dozwolone wymiary. Wcześniej dzwoniłam na infolinie i powiedzieli mi, że zapłacimy dodatkowo za przekroczenie, (choć na stronie wynikało, że nie), dlatego zwróciliśmy naszą nową zabawkę kamerę 360. :( Gdy już dotarliśmy do Buenos musieliśmy pogawędzić z urzędnikiem, który nas ofocił i pobrał linie papilarne. Gdy zapytał o adres hotelu podaliśmy adres naszego kolegi z warmshower, ale okazało się, że to tylko miasto bez nazwy ulicy itd., więc zebrało mu się na dzwonienie... Na szczęście kolega potwierdził nasz pobyt i koleś nas przepuścił. Odebraliśmy rowery, ku naszej uciesze wózki były za free. Okazało się, że przeszukali nasze rowery, ale na szczęście nic nie uszkodzili. W mig je złożyliśmy i przed siebie :)
Na lotnisku przywitał Polaczków Martin, który nas sprawnie oprowadził po całym Buenos przejeżdżając przez wszystkie czerwone światła i jadąc pod prąd :) Starsze i nowe budynki zdobiły piękne fioletowe drzewa, a ulice zdobiły zabytkowe auta :) Najbardziej zaskoczyły nas śmietniki w kształcie koszyka przy każdej hacjendzie iii pierogi z oliwkami MNIAM! Wieczorem było prawdziwe bbq. Cały kurczak! a nie jakieś fileciki. Do 24 trwała uczta, a potem padliśmy jak kawki.Album